środa, 26 lipca 2017

A więc nie jesz mięsa…

Fot.BiN
Nie jem.
Jestem wegetarianką od kilku lat. Miałam swoje wzloty i upadki, probowałam diety wegańskiej, koniec końców, z miłości do białego wina w towarzystwie sera camembert, pozostałam przy diecie weggi.

          Nie uważam się za wegeterroryste, nie zagadam ludziom w talerze i nie zalewam się łzami, przejeżdżając koło KFC. Nie krzyczę "morderca” na faceta jedzącego burgera i nie pikietuje pod ratuszem. Nie narzucam swojego sposobu życia za to chętnie się nim dziele, jeśli ktoś jest zainteresowany, jak to jest być wegetarianinem, chętnie opowiadam i udzielam wskazówek. Niestety nie mogę liczyć na to samo, zawsze w towarzystwie znajdzie się ktoś, na kogo moja dieta działa jak płachta na byka. Zdarzały się różne dziwne sytuacje, już nie wspominając o wiecznych pytaniach „skąd bierzesz białko?” i nieodpartej ochocie, aby odpowiedzieć „znienacka!”. Była dziewczyna, która moje zdjęcie cielaka, skomentowała zdaniem „nie masz prawa narzucać mi swoich wyborów, mam prawo jeść mięso”. Nie wspomnę, że działo się to na grupie prozwierzęcej, ale ponieważ owa Pani wiedziała, że mięsa nie jem, odebrała to jako atak na jej wolność na talerzu, gdy ja chciałam pokazać tylko, nietypowe ubarwienie malej krówki. No cóż, dla niektórych to już był stek… Często też słysze, pytanie „Ale po co? I tak świata nie zmienisz”. Prawda, sama świata nie zmienię, ale zmienię swój świat i to mi starcza, poza tym, co roku przybywa ludzi, odrzucających mięso i cieszy mnie to niezmiernie . 
Do moich „ulubieńców” jednak należą jednak ci nader wylewni, którzy na fakt, że ja mięsa nie jem zaraz dzieła się ze mną swoim mięsnym menu… Ta historia miała miejsce kilka lat temu, gdy wegetarianin w towarzystwie był niczym zombie; złapać i badać? Czy ubić, zanim mnie zarażą?



          Lato w Anglii krótkie i liche wiec słońce trzeba wykorzywtywać ile się da. Grill to pierwsze na liście, co można robić w ładny,ciepły i suchy wieczór. Moja znajoma właśnie wynajęła ładny domek, z pokaźnym ogrodem i postanowiła parapetówkę zrobić w formie grilla. Zapakowałam więc warzywa, ser i sojowe kiełbaski i udałam się z moim mężem na owego grilla. Mąż piersią z kurczaka nie pogardzi (nigdy nie naciskałam za mocno, aby odrzucił mięso, sam zdecydował się na drób i ryby) więc z gospodarzem przypilnował grilla, gdy ja na miejscu przygotowałam sałatkę. Miła atmosfera, białe winko i butelkowany Budweiser wprowadził wszystkich w dobry nastrój i można było zasiąść do suto zastawionego stołu. Nagle Janusz polskiego biznesu na wyspach, nijaki Radek co autami handluje, sąsiad gospodarzy spojrzał na moje sojowe kiełbaski i krzyknął „A co to ku*&% jest?!” Gospodyni, nakładając sobie sałatkę, odpowiedziała spokojnie, że kiełbaski sojowe. „Na ch*&?!” nie odpuszczał biznesmen. Gospodyni zerka na mnie z mina „mnie on też wkurza” i odpowiada, że koleżanka, wkazując na mnie, nie je mięsa i przyniosła sobie zastępstwo. Janusz zerknął na mnie, błysk w oku jak u drapieżnika, który wyczul ofiarę, rozsiadł się na krzesełku, aż mu się mięsień piwny wyraźnie odznaczył pod markowa koszulka i cmoknął. Z durnym uśmiechem dodał, żebym spróbowała porządnej polskiej kiełbachy, to się naprawie. Mąż lekko się napiął, nie aby stanąć w mojej obronie…raczej Janusza. Uśmiechnęłam się słodko i nakładając sobie moje pyszne sojowe kiełbaski, odparłam, że nie jestem zepsuta i mnie naprawiać nie trzeba, jeśli chodzi o naprawę, to tej bardziej wymagają złomy, którymi handluje. Janusz poczerwieniał niczym karoseria jego 3-ki, reszta stołu ryknęła śmiechem, mąż klepie mnie po nodze, abym wyluzowała. Janusz przyjął cios na klatę, wyprostował się w krzesełku i nabijając sobie kiełbaskę na widelec rzekł: "Patrz co ja myślę, o twoim wegetarianizmie". Po czym wpakował sobie kiełbasę po buzi. Dumny z siebie przeżywał ja, patrząc mi w oczy. Nie pozostało mi nic innego jak życzyć mu na zdrowie. Jednak to nie wystarczyło Polskiemu przedsiębiorcy, zaczęło się to, wkurza mnie najbardziej. Próba wbicia mi szpili na siłę, czyli przegląd jadłospisu.
-Wiesz co zjadłem na śniadanie? Jajecznice na boczusiu, pysznym tłustym boczusiu z młodej świnki. Pycha, a potem zjadłem kanapkę z szynką. Na obiad pojechałem do takiej knajpy przy drodze, tam jak się leci na Evsham, serwują tam super steki, wziąłem sobie krwisty, no ku^&a ale dobre było. Podobno właściciel sam te krowy zarzyna, jednego wziąłem na miejscu, drugiego surowego poprosiłem, aby mi zapakował, niech mój pies tez podje dobrze, hehehe. Mięsko krwiste, krowa musiała długo umierać co? No ale dobre w ch*& było i jutro tez tam pojadę.- recytował, wpychając sobie kolejne kiełbaski w paszcze, aż się zasapał. Było tak fajnie, a teraz zapanowała jakaś nie mila atmosfera. Trzeba było zakończyć dyskusje z tym pajacem, wiec po chwili ciszy, spokojnie spytałam, czy teraz opowie nam wszystkim, przy tym stole, jak się ładnie, za przeproszeniem, wysrał po tym wszystkim skoro taki wylewny. Radek aka Janusz, z czerwieni przeszedł do ciemnego bordo, serio myślałam, że mu zaraz głowa eksploduje, gospodarz ryknął śmiechem, reszta gości za nim. Mąż tylko pokiwał głową, a mój oponent stwierdził, że jestem chamska i jakaś nienormalna jak zresztą wszyscy zieloni, geje i transwestyci i on nie będzie więcej ze mną rozmawiać… Koniec końców reszta wieczoru przebiegła w milej atmosferze, Janusz chodził nadąsany. No cóż, na przyszłość niech wie, że się nie zaczyna z weggi;)



   Każdy ma prawo jeść jak chce i żyć jak chce. Jeśli czyjeś czyny nie krzywdzą innych nie powinnismy w nie ingerować na siłę. Tylko słabi ludzie wyśmiewają coś nowego i nieznanego, bo wiedzą, że nie są na tyle silni aby spróbować. Wiedzą, że polegną dlatego bronią się w taki sposób. Można czegoś nie rozumieć albo niepopierać ale nie znaczy to, że można to wyśmiewać, bo może się to obrócić przeciwko WAM.


Aha, nie leci mi ślinka gdy czuje zapach koszonej trawy...

B.

wtorek, 4 lipca 2017

Wdech i wydech, czyli jak ogarniam stres.

Skippi, FOT, BiN




   Przeglądając dziś blogi mi polecane, zauważyłam   ile młodych ludzi, pisze o stresie i jak sobie z nim radzi. Z perspektywy czasu mogłabym powiedzieć, co gimnazjalistka czy licealista może wiedzieć o stresie… bitch please i takie tam. Nie powiem, bo chociaż od matury minęła mi więcej, niż dekada to pamiętam, że bycie nastolatkiem też potrafi docisnąć śrubę. Oczywiście na przestrzeni czasu, płacenia rachunków, wyrabianiu norm, spotkań, projektów i upierdliwych przełożonych, szkoła średnia to pikuś. Jednak oni dopiero wchodzą w życie i nie mają tego porównania. Zresztą problem stresu nie dotyczy tylko dzieciaków, dotyka on praktycznie każdego.Nie będę się tu rozpisywać, co powoduje, że stres pożera nas żywcem. Czy to egzaminy, czy zawalony termin, czy kłótnia z przyjaciółką, efekt jest taki sam? Jak napisał wieki poeta, denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za czyjąś głupotę. Także nie ważne, czemu się denerwujemy, ważne jak możemy sobie z tym poradzić.Niżej przedstawię Wam kilka sposobów jak ja radze sobie ze stresem.


1. Jazda konna.

Jazda konna to mój numero uno, jeśli chodzi o terapię antystresową. Czasem mamy takie dzień, że wszystko nas wkurza. Sąsiad krzywo zaparkował, pies za głośno szczeka, Ziemia kręci się w lewą stronę. Wtedy właśnie uciekam do stajni, zabieram moja Skippi i lecimy na pola. Muszę zostawić, to co mnie wpienia przy bramie, a już najpóźniej przed wskoczeniem w siodło, bo koń wyczuje te złe emocje i z doświadczenia wiem, że je przejmie co może się źle skończyć. Równy chód konia, kołysanie zadziała na nasz system odprężająco. Dla bardziej doświadczonych proponuje jazdę na oklep. Czując każdy pracujący mięsień zwierzęcia, współpraca z jego ruchami jest jak medytacja.


2. Pływanie

Wchodząc do wody, rozluźniamy mięśnie, możemy unosić się na jej powierzchni, co jest dość przyjemne. O ile nie możemy mówić o odstresowywaniu się przy basenie pełnym wrzeszącej wycieczki z lokalnej podstawówki, tak pływanie na otwartym akwenie to coś zupełnie innego. Mogę odpłynąć, gdzie będzie cicho, pusto, wyrównać oddech. Skupić się na wykonywanych ruchach nóg i rąk. Zanurkować, zobaczyć co się dzieje pod wodą. Na basen wybieram się późnym wieczorem, kiedy ludzi jest mniej, dzieci nie ma wcale. O ile pole do popisu ograniczone to wciąż schemat ten sam.


3. Muzyka

Jedna z najbardziej popularnych metod, aby się wyciszyć. Każdy ma swoje gatunki oczywiście i o ile jedni wola odpływać przy klasycznej rapsodii inni będą czuć to samo, słuchając heavy metalu. Ja słucham różnych rodzajów muzyki. Najbardziej relaksuje się przy płycie Sarah’y Brightman „Timeless”, po prostu uwielbiam. Kocham też twórczość Carter’a Burwell’a (tak, to ten, co skomponował „Kołysankę dla Belli” w Zmierzchu). Gdyby taka muzyka leciała u dentysty, to usypiałabym z otwartą gęba na fotelu. Są jednak dni, że idę na spacer a w słuchawkach mam Slipknot’ów. A właśnie…

Coffee i Bubel ,FOT.BiN

4. Spacer



Najlepiej z psem albo dwoma. Chociaż u mnie spacer z 2 do relaksujących nie należy (Ci, co mają TTB, zrozumieją). Zabieram więc najpierw jedna, potem druga i staram się nie myśleć o niczym innym, tylko o tym, że spaceruje z psem po parku i jest fajnie.


5. Pogłaskaj zwierzaka 😊


Kota, konia, psa czy owce, Nie ważne, pobądź ze zwierzakiem, posmyraj za uszkiem. Mnie zawsze wk*&^ przechodzi jak sobie, na przykład za uszkiem posmyram krówkę. Od razu uśmiecham się od ucha do ucha, gdy widze jak nastawia mi głowę, chcąc nakierować odpowiednie części czaszki na drapanie.


6. Kąpiel (z dedykacją dla Pań)

Długa, ciepła, aromatyczna, z muzyka i świecami. A wlej sobie kieliszek wina, a co! (jeśli oczywiście jesteś już pełnoletnia). Wdychaj przyjemne zapachy, na przykład lawendowy, i nie myśl o niczym, tylko o tym, jak seksowna i fajna jesteś. Do tego ogóreczek na oczy i odpływamy…


7. Książka


Każdy z nas ma takie swoje ulubione książki, do których wraca, kiedy mu źle (jeśli oczywiście, choć trochę lubi czytać). Na mojej półce są książki, które przejechały ze mną pół Europy, są zniszczone, grzbiety pozałamywane a kartki są luzem. Do takich pozycji należą „100 pociągnięć szczotka przed snem” Mellisy P., „Nigdy w życiu” Katarzyny Grocholi oraz wszystkie części Harry’ego Pottera (Po tych wszystkich latach? Zawsze…). Mimo że na co dzień zaczytuje się w kryminałach, horrorach i książkach popularnonaukowych o tematyce psychologii śledczej i antropologi to właśnie po takie przyjemne pozycje sięgam, gdy chce odpłynąć.


8. Worek

W zestawie powinny być też rękawice. Kilka lat temu ćwiczyłam boks i uwielbiam sporty walki. Niestety po ciąży moja kondycja postanowiła mnie opuścić, jak nie wierny kochanek i coś mi wygląda, że nie zamierza wrócić. Po kilku sekundach walenia zipie jak nałogowy palacz z nadwagą, wchodzący na 3 piętro. Jednak, gdy sytuacja jest krytyczna, jak moja weekendowa rozpacz po katastrofie, jaką zafundowały mi „profesjonalne” ” fryzjerki”, nie pozostało mi nic innego jak wyjąć rękawice i zalewając się łzami powalić w ten worek. Pomogło na tyle, że już nie płacze, gdy patrze w lustro, nie dostaje skrętu żołądka, ale myślę jak tu naprawić szkody.




    Każdy ma swoje sposoby i nieważne czy stras mały, czy duży efekt na naszym organizmie odciśnie. Zamiast więc sprzedawać innym gadki typu „no co ty, to Cię stresuje, poczekaj aż…” lepiej zabierzcie ich na spacer, albo zaproponujcie jedna z moich metod.

Aha, jeszczw jedno, nie bójcie się mieszać moich sposobów, kąpiel i ksiązka, muzyka i jazda konna ( a jak jest już możliwość wjechania do wody to ja wymiękam)


Trzymajcie się ciepło,

B.

Oba zdjęcia umieszone w tym poście są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody na wykorzystywanie ich i publikowanie gdziekolwiek indziej, bez wcześniejszej konsultacji ze mna oraz mojej zgody.

x

sobota, 1 lipca 2017

Gdy kochasz zwierzęta ale ludzi nienawidzisz

http://kotylion.pl/koty-wolno-zyjace-i-ich-prawa/
  



  Od kilku dni próbuje coś napisać. Coś zabawnego, błyskotliwego, z jajem. No i idzie mi to jak cyganowi robota, ale od czego są internety? Wystarczy zagłębić się czasami w komentarze i już nie trzeba szukać weny, bo to wena właśnie znalazła Cię.


   To, że działam na rzecz zwierząt, nie jest tajemnicą. Na moim Facebooku co chwile pojawiają się biedy do adopcji, linki do zbiórek, sprawy ogółem związane z losem zwierząt. Obserwuje masę pro zwierzęcych organizacji, przytulisk, pogotowi dla zwierząt i prywatnych ludzi, którzy poświęcają swój czas i pieniądze, niosąc pomoc braciom mniejszym. Z obserwacji i doświadczenia widze, że najbardziej przekichane mają koty. I mimo że w schroniskach jest ich mniej niż psów, to widze, że to one najczęściej padają ofiarą przemocy. W miastach jest ogromna ilość kotów wolno żyjących, o które nikt nie dba i nikt im nie pomaga. Jestem pełna podziwu dla miłośników mruczków, którzy probują wyłapywać, sterylizować, leczyć, dokarmiać te zwierzaki. Przecież bez nich zjadłyby nas szczury. Wydawać się by mogło, że miłośników zwierzaków czy to szczekających, czy miauczących (czy też wydających inne odgłosy) jest coraz więcej i cechuje je przede wszystkim dobre serce, empatia i brak obojętności na krzywdę innych. No i tu się trochę przejechałam…

     Zaczęło się to od posta, jednej z prozwierzęcych organizacji, która wstawiła posta o wolnożyjącej kotce. Szara kicia była jednym z tych osiedlowych kotów, należących do nikogo. Umierała sobie po cichu, pod którymś z balkonów, gdy grupa dzieciaków wymyśliła sobie zabawę: rzucanie kamieniami. Cel: kot, według nich, już martwy. Ktoś to zauważył i w końcu postanowił wezwać odpowiednie służby. Koci ratownicy przyjechali na miejsce i ledwo żywego kota zabrali. Walka byłą nie równa, anemia, gnijąca rana, niepracująca wątroba, nerki też już wysiadły. Kot chudy jak przecinek nie miał już sił walczyć i nie walczył. Każda śmierć nawet małego szarego kota pozostawia pytania. Dlaczego tak się stało? Czemu nikt nie wezwał ich wcześniej? Bo przecież koty, szczególnie te wolno żyjące, potrafią się uleczyć. Czemu dzieciaki rzucały kamieniami w kota, który nie mógł uciec czy się bronić? Bo myślały, że kot nie żyje. Czemu nie powiedziały rodzicom? Bo oni też nie wiedza co z takim kotem zrobić. Myślicie pewnie, że o to gwóźdź programu. Otóż nie. Główna atrakcja pojawiła się pod postem o szarej kotce.

Internet ma to do siebie, że dodaje odwagi. Lubimy po kozaczyć. Ciężko jest przekuć emocje w słowa. Chcemy, aby były dosadne i naprawdę zrobiły wrażenie, na tym do kogo je kierujemy. Gdy zaczęłam czytać komentarze pod tym smutnym postem, zupełnie zapomniałam o kocie. Uderzyło we mnie ile jadu, nienawiści, chamstwa i patologii potrafią mieć w sobie osoby, które zawsze uważałam za te lepsze, bo potrafią pochylić się nad potrzebującym zwierzakiem. Ja rozumiem gniew, szczególnie gdy codziennie dowiadujemy się o fizycznym znęcaniu się nad zwierzakiem, o porzucaniu ich w lasach, oddawaniu do schronu z błahych powodów. Sama mam ochotę czasami przybić takiemu delikwentowi piątkę, w twarz, patelnia…żeliwna. Jednak to, co przeczytałam pod postem, sprawiło, że przestałam wierzyć w ludzkość, ta kochająca zwierzęta też.

Mam nadzieje, że bachory następnym razem ukamienują rodziców”

„Wstrętne bachory, zabiłabym”

„Życzę, abyście umierali w cierpieniu, jak ten kotek”

To te najdelikatniejsze, reszty po wymazaniu słów nienadających się do publikacji, nie dałoby rady przeczytać, ze zrozumieniem. Sorry, ale nie tego się spodziewałam. Jak można pisać, że w ludziach już nie ma dobra, że ktoś nie jest w stanie zrozumieć, jak można być takim potworem, a następne sześć linijek tekstu to życzenia śmieci, raka, hemoroidów i ogni piekielnych? Czym tacy ludzie różnią się od tych dzieciaków? Te wyzwiska i gorące życzenie nigdy do nich nie dotrą, a jeśli dotrą, wywołają zupełnie odwrotne emocje. Agresja będzie napędzać agresje. Wiele więcej dla reszty tych wolożyjących kotów zrobiłaby krótka, edukująca kampania dla mieszkańców osiedla, dlaczego te koty są ważne dla ich małej społeczności i gdzie się zwracać o pomoc w takich sytuacjach.
Jeszcze 2 sprawa, zadziwia mnie, że my Polacy potrafimy sklepać zdanie podwójnie złożone wyłącznie z przekleństw. Żeby nie było, ja też rzucam zaklęcia, ale pamiętajcie, często Wasz komentarz może być dla Was wizytówka. Co ja mam sobie pomyśleć, o 29-letniej mieszkance Warszawy, pracującej jako pedagog z lekko krzywym uśmiechem na zdjęciu profilowym, która wstawia komentarz gdzie poza „i”, „aż”, „do” i „abyście” nie nadają się do publikacji? Jest różnica, kiedy soczyste słowo na „k” 
podkreśla wypowiedz, i jest rożnica, kiedy wypowiedz, składa się z soczystych słów na „k” w asyście słów na „p”. No ale Polak potrafi i zapewne wynika to z naszego bogatego języka, równie bogatego, jeśli mówimy o „łacinie podwórkowej”.


     Na koniec mojego wywodu powiem tylko, że często te „złe” zachowania człowieka nie wynikają z jego wewnętrznego „zła”, ale często z niewiedzy. Może fakt, że jako studentka psychologii, coraz bardziej zagłębiam się w ludzki umysł i widze kolejne warstwy przyczyn pewnych zachowań, nie tylko te powierzchniowe, sprawia że zaczynam rozumieć, że edukacja może zdziałać na tej płaszczyźnie bardzo dużo. Myślę, że zamiast mianować czas na wylewanie żółci w internecie, można zabrać psa ze schroniska na spacer, a nóż widelec i spodoba się jakiemuś przechodniowi. Można iść do marketu i kupić kilka puszek kociej karmy i nakarmić te bezdomniaki, dając przykład sąsiadom. Trzeba zacząć mówić i pokazywać co powinno się robić, zamiast mówić, czego robić się nie powinno. Takie działania będą miały większy wpływ na dobrostan zwierzaków niż rzucanie zaklęć na ich oprawców.


Miłego weekendu,

B.

#nie_kupuj_Adoptuj